Browsing Category

NieCodziennik

NieCodziennik

Zapraszam Cię na kawę

13 grudnia 2015
12376404_1129733883717598_910540245980431063_n

Witam Cię mój Drogi Czytelniku,

Zajmij miejsce w szarym fotelu, otul się ciepłym kocem. Daj się zaprosić na krótkie spotkanie. Weź w dłoń kubek gorącego kakao. A może wolisz herbatę? Malinową? Zwykłego earl grey’a? CZYTAJ WIĘCEJ

NieCodziennik

Pocztówka z wakacji

11 września 2015
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wakacje minęły, skończyło się lato. Długie, piękne, słoneczne, upalne. Dokładnie takie, jak lubię.

Z uśmiechem wracam do promiennych zdjęć, radosnych buziaków naszych Dziewczynek. To był dobry czas.  Zapraszam na kilka wakacyjnych kadrów..

CZYTAJ WIĘCEJ

NieCodziennik

Słodko-gorzki smak

28 lipca 2015
DSD_3416

Jestem kobietą. Jestem matką. Dałam życie. Życie narodziło się w bólach.

Jestem mamą. Najlepszą, jaką potrafię być. Nie jestem idealna. Ideałów nie ma. Ale staram się. Każdego dnia staram się z całych sił być najlepsza we wszystkim, co robię. Kocham moje dzieci. Odkąd pojawiły się w moim życiu, trochę niespodziewanie, może nawet nie byłam na nie w pełni gotowa, moje życie przestało należeć do mnie. Straciłam nad nim kontrolę. Już nie jestem sama sobie panią. Oddałam stery.Poddałam się bez walki. Bez reszty oddałam matczynej miłości. Wywróciłam cały mój wszechświat do góry nogami. Nagle kariera, zawodowe wyzwania i sukcesy, przestały być tak ważne. Choć kochałam moją pracę. Kochałam to, co robiłam. Czułam się, jak ryba w wodzie. Każdego dnia przypływ energii, wielkie ambicje, plany. Dziś?.. Dziś moją ambicją są sukcesy córek. CZYTAJ WIĘCEJ

NieCodziennik

Dzień Lenia czyli dzień jak co dzień

9 lipca 2015
Bez tytułu

Budzisz się za wcześnie. Stanowczo za wcześnie. Zegar niedawno wybił 5.30. Powieki same opadają i nawet zapałki niewiele są w stanie pomóc twym ciężkim jak ołów powiekom. Powolutku, mozolnie starasz się ze wszystkich sił otworzyć oczy. Jeszcze choć pół godzinki.. Marzysz…

 

Niestety nawet na marzenia nie możesz sobie w tej chwili pozwolić. Oplatają cię maleńkie rączki. Mały człowiek wdrapuje się po Tobie, daje soczystego buziaka i woła ‚am am’. Podnosisz się ekspresowo z wygodnego łóżka, które jak najdłużej chciałoby zatrzymać cię w swych objęciach, i czym prędzej uciekasz z pokoju z małym człowiekiem na rękach, cicho zamykając drzwi, żeby tylko człowiek większy  pospał choć jeszcze trochę.

Brzmi jak kadr z kina akcji? E tam.. standardowy poranek u nas w domu.

Minuty upływają  szybko. Dopiero wstałaś w środku nocy a tymczasem jest południe. Za moment trzeba podać obiad. A przed chwilą przecież zjadłyście śniadanie. Stop. Śniadanie zjadły dzieci. Karmiłaś je długo. I nawet bajki niespecjalnie pomagały w schrupaniu całej porcji. Ty ciągle pijesz zimną kawę. Już  3 godziny. Nawet już do połowy kubka doszłaś. Taka smaczna kawka. Prawie frappe. Na upał jak znalazł. Śniadanie dojadłaś po dzieciach.

A teraz nieszczęsny obiad. Zdrowo. Bilans kaloryczny zachować.. Wcześniej oczywiście musisz wyjść po zakupy, bo mimo starań do tej pory nie potrafisz sprawić, by same się zrobiły. Zakupy… Sama przyjemność. Skoczymy sobie na krótki spacerek. Rzut beretem na pobliski bazarek. Będzie pięknie. Słońce świeci. Praży. Żar leje się z nieba. Powoli przecierasz różowe okulary na nosie – co one tak dziś parują? jakieś rysy mają? Czemu nie pokazują świata tak pięknie pozytywnego, jak wczoraj? A może przedwczoraj? Spadasz na ziemię. Z łoskotem. Ups… To jednak nie ty. To Młodsza Córi rzuciła ci pod nogi buciki. „Bam” i ” tiam tiam” (pokazując drzwi). Skoro jednak już nie bujasz w obłokach, to realnie oceniasz sytuację. Gdzie jesteśmy?… A tak.. zakupy… Jak nic zajmą z półtorej godziny. Lekko licząc. Jak się szybko ubierzemy, czyt. minimum godzina, to do 13 powinnyśmy wrócić. Po spacerku… (sama przyjemność z dziesięciokilogramowym ciężarem na ręku, bo przecież wózek w dupcie kłuje, a mamusi tak się podoba najwspanialsze gt; drugim skarbem uczepionym ręki i siatami z zakupami) wdrapujesz się ostatkiem sił na ostatnie piętro przeklinając chwilę, gdy czwarte piętro wydawało wam się takie przyjazne i takie bliskie parteru…  dzieci chcą spać. Nie udaje ci się nawet odgrzać wczorajszej zupki. No nic.. zjedzą, jak wstaną. Stop. Zje starsza po drzemce, bo przecież młodsza pospała pół godzinki na zakupach, więc już na chwilę wspólnej drzemeczki nie masz co liczyć.

Walczysz zatem z uporem maniaka, aby łaskawa mała pani choć tym razem zrezygnowała z matczynego mleka i postarała się zjeść choć kilka (3? 4? 10?) łyżek obiadu… Skutek, jak zawsze… Nie ma się, co łudzić. Na tym polu ponosisz sromotną klęskę. Jesteś kobieto za miękka, mięciutka jak futerko i tak łatwo ulegasz swej dziecinie, która kręci noskiem na wszystko, co proponujesz jej zjeść.

Popołudnie już się skończyło. Witasz wraz z dziećmi powracającego po pracy Tatę. Podajesz obiad. Albo i nie, bo Mąż zjadł w pracy, więc okazja, żeby samej coś schrupnąć przeszła koło nosa. Tylko dla siebie przecież nie opłaca się odgrzewać.

Już? Wieczór? Kąpanko. Usypianko.. … i znów 22. Kiedy ten dzień minął?! Oczy się zamykają, ale przecież nie pójdziesz spać z kurami i własnymi dziećmi. Może jakiś filmik obejrzycie? Może winko? Nie tym razem. Mąż skupiony na pracy. A  Ty udajesz, że nie widzisz, że w rogu pokoju czeka Mont Everest do uprasowania. Przez kilka dni nie patrzyłaś w tamtym kierunku. Mądra Kobieta. Co z oczu, to i z serca. Tylko z zamkniętymi oczami dokładałaś kolejne pranie pełna nadziei, że może jakaś dobra wróżka uprasje. Albo najlepiej samo się. Bałagan jakoś sam się robi, choć nikt go nie prosi, ani specjalnie za nim nie tęskni…

Dziś może też odpuścisz prasowanie, bo inne dylematy zaprzątają głowę – a to obiad, a to dodatkowe zajęcia. A to już lipiec się zrobił. Piękny. Upalny. Warto byłoby zaplanować wakacje. Wybrać miejsce. Włączasz komputer. 200 aktualizacji… no cóż… zapomniałaś o nim ostatnio… No dobra, z pół roku nie włączałaś, to masz za swoje. Bądź wyrozumiała i daj mu choć pięć minut na aktualizacje.

Północ. Zerkasz na monitor. Co?! jeszcze nie koniec. Trudno. O północy i tak nigdzie nie zadzwonisz. Jutro też jest dzień.

Dzień jak co dzień.

 

Pozdrawiam Wszystkie pracujące i „leniuchujące” mamy :)

CZYTAJ WIĘCEJ

NieCodziennik

I że Cię nie opuszczę …

27 czerwca 2015
545177_466620840028909_2081795046_n
 

W dzisiejszych czasach słowa przysięgi małżeńskiej wypowiadane podczas ślubu wydają się znaczyć tak mało…

Miłość, pożądanie zamienia się w ponurą codzienność, którą bez smutku i wyrzutów sumienia łatwo zamienić na nowe wyzwania, nowe związki, nowe życie

 

Podczas ostatniej wizyty w przychodni, byłam świadkiem sceny, która choć zwyczajna w swej prostocie, zdawałoby się, że całkowicie normalna, wzruszyła mnie niesamowicie. Z gabinetu naprzeciwko miejsca, w którym siedziałam pochłonięta lekturą (tak, tak.. Wizyta u lekarza i godzinne czekanie to chwila by spokojnie poczytać książkę), wyszła starsza pani. Przed gabinetem czekał na nią mąż. Pełnym strachu, zawodu głosem powiedziała do niego –  „I jest tak, jak czuję”. Na to staruszek objął żonę gestem, który wzruszył mnie niesamowicie bo było w nim tyle czułości, delikatności i stanowczości jednocześnie, odpowiedział – „Nic się nie martw. Poradzimy sobie”. Po czym przytulił ją mocniej i pocałował w czoło jak matka całuje przestraszonego malucha, by dodać mu otuchy..

Takie gesty, słowa nie wzbudziłyby mojego zainteresowania, gdyby nie padły z ust osób starszych, którzy prawdopodobnie spędzili ze sobą całe życie. Gdyby powiedział to mój rówieśnik trzydziestolatek bądź jakiś małolat, nawet bym się nie obejrzała, nie podniosła głowy znad książki. Tymczasem słowa i gesty tego starszego pana, sposób w jaki patrzył na żonę, czułość i miłość, jaka od nich biła, sprawiły, że chwyciłam za notes i zaczęłam pisać. Słowa same cisnęły się na papier i leciutko wylewały spod długopisu. Jakaś nostalgia ogarnęła mą duszę..

My, pokolenie końca XX wieku, my pokolenie sukcesu, wolności tak łatwo się… poddajemy..

Każdy z nas wie, że nie ma związków idealnych. Nikt z nas nie jest ideałem więc naiwnością, na którą mamy zbyt dużo rozsądku, byłoby twierdzenie, że stworzymy z drugą osobą bajkowy świat. Bajkowy świat, w którym kobieta będzie noszona na rękach i wielbiona przez swego księcia. Nie oszukujmy się. Żadna z nas nie czeka na księcia na białym rumaku. Jesteśmy nowoczesne. Jesteśmy samodzielne.  I choć stąpamy twardo po ziemi (o ile w dwunastocentymetrowych szpilkach można stąpać twardo) wiemy, że nie zawsze w związku dwojga ludzi będzie sielsko anielsko, to jednak w skrytości serca, choć przecież przed nikim do tego się nie przyznamy, liczymy, że może jednak… Może jednak… ten nasz książę (spod budki z piwem / innego działu w pracy / studiów) kilka razy przeniesie nas przez próg na przykład i bez powodu zabierze na romantyczna kolację przy świecach, obsypie bukietem krwistoczerwonych róż i jakąś błyskotką.

Wracając na ziemię…

Jesteśmy realistkami i różowe okulary rzadko goszczą na naszych noskach. No chyba, że to będą pradziochy albo nowy model raybanów. Jesteśmy nowoczesne. Czytamy poradniki. Mamy pudelka wiec wiemy, że każdy związek przechodzi lepsze i gorsze momenty, wzloty i upadki.

A gdy ten dołek, w który przecież statystycznie wpaść nie mieliśmy szans (bo to niestety nie jest tak niemożliwe, jak wygrana w totka), już trafi się nam! ?  Co z nami robimy, gdy nadciągają czarne chmury? Gdy przytłaczają nas problemy? Szara codzienność? Gdy z gorącej miłości pełnej pożądania, zostaje tylko frustracja i ledwo tlące się uczucie?! Gdy nagle nie możemy patrzeć na najbliższego do niedawna człowieka, od którego do tej pory nie mogłyśmy oderwać oczu?

Co robimy?

Wybieramy najprostsza drogę.. Uciekamy.. Pakujemy manatki.. Nagle każdemu z nas udaje się pomieścić swoje życie w jednej małej walizce, gdy dotychczas przy kilkudniowym wypadzie nad jezioro, w góry, urlop brakowało walizek i miejsca w bagażniku. A teraz, gdy pilno… gdy trzeba uciekać, jak najszybciej…  minimalizm. Nagle tak niewiele potrzeba na dalszą drogę. Jeszcze pomachamy sobie na do widzenia śląc buziaka. To optymistyczne rozstanie. Po przyjacielsku.

Albo…

Zaczynamy walkę na noże. Na śmierć i życie. Do upadłego. Żadne się nie podda. Nie odpuści. Nie da za wygraną…

To mój dywan.. A to moja szczotka do zębów.. Zastawa porcelanowa od mamusi.. To nic, że oboje się z niej śmieliśmy i schowaliśmy na samo dno w piwnicy. Nagle zastawa jest najważniejszym elementem układanki, która się rozsypała i elementy już do siebie nie pasują. To MOJE!  A to twoje koło od roweru (krzyczymy, podczas gdy w środku, gdzieś w zakamarku serca wszystko płacze). Samochód.. Powalczymy. Może choć bagażnik zostanie. Albo kierownica.. Mieszkanie na kredyt więc ci dobrodusznie zostawię. Włos dzielimy na czworo. I aż dziw bierze, że jeszcze wczoraj wszystko było wspólne.. Nasze.. Były plany.. A teraz?

Nie jestem psychologiem, choć psychologiczne „dyrdymały” to moja pasja. Obserwuję ludzi, wyciągam wnioski, analizuję.

Kiedyś, gdy przychodził kryzys, nikt nie myślał o pakowaniu połowy dobytku. Swoje sprawy, problemy, życie zostawały w czterech ścianach. A teraz gdy brak dobrej woli, nawet modny psycholog nie pomoże. Żeby nikt nam nie zarzucił, że bez walki to mała sesja, ale bez odrabiania pracy domowej. Jak to ?! Jeszcze usiąść i rozmawiać w domu? To godzina w gabinecie na tydzień nie wystarczy? !Wspólne wyjście? No dobra.. Mamy wspólną pasję. Sport będzie dobry. Już raz nas połączył.. Może teraz… Dajmy mu szansę. Pójdę na rower a ty na siłownię. Spotkamy się w domu. Ale to jutro, bo dziś tylko skoczę jeszcze do pracy. Tylko  jeden telefon. Bo szef.. Bo wyjazd służbowy.. Bo klient.. Bo romans.. Bo nagle wszystko inne jest ważniejsze niż my.

A ja tymczasem …  marzę o tym, by zestarzeć się z moim Mężem. By za kilkadziesiąt lat nadal splatać ze sobą nasze pomarszczone starością dłonie.. By w ciszy oprzeć głowę na Jego ramieniu i nie musieć nic mówić.. Bo  przecież On będzie wiedział, co chcę powiedzieć..

By do końca życia kochać tak jak teraz. Jak 5 lat temu.. Kochać mocniej, dojrzałej, inaczej.. Prawdziwej?.. Kochać mimo wszystko..

I tego sobie, nam rocznicowo i Wam życzę..

CZYTAJ WIĘCEJ

NieCodziennik

ZuHankowe pogadanki

11 czerwca 2015

Zu – mamo, kiedy będą moje imieniny?

Ja – dziś są Zuziu

Zu – a mogę zaprosić gości?Gabrysia? Cypka? Anielke? Lubię, jak do mnie przychodzą goście i przynoszą mi prezenty

 

****

Zu – Mamo! Mamo! Tam lata pajęczyna!

Ja (nie patrząc w kierunku na który pokazuje moja Córi) – Zu pajęczyna nie może latać. To może chodzić pająk

Zu – nie! Nie! Tam lata pajęczyna! Sama widzę przecież! Patrz tam leci!

No wiec patrzę na latająca pajęczynę a tam pająk na dlugasnych cienkich nogach i ze skrzydlami. No i tym sposobem Córi zobaczyła jak wygląda samiec komara.

****

Zu (wsiadając na konia) – będę gonić Hanie i będę szybka jak wiatrak

****

 

Zu – obrazam sie na was na cale wieki!

****

 

Zu podstawia Todiemu klocka LEGO – masz Todi jedz! To ciasteczka z majonezem i czekoladą.

****

 

Zaslyszana rozmowa Córi i Męża

M. – wiesz… A ja bym chciał być dzieckiem. Chciałbym być mały. Nie miałbym wtedy tyle na głowie

Zu – robaków?!

****

Zu czaruje

– czary Mary dwa komary!

– czary Mary mama księżniczka

– czary Mary tata stary

CZYTAJ WIĘCEJ

NieCodziennik

Zapomniany świat

21 maja 2015
1377137_1025323714158616_4210479993861692002_n

Ja – silna

Ja – wydawało się nieulegajaca łatwo emocjom, dałam się wzruszyc, rozkleic.

Wystarczyło kilkadziesiąt minut.

Od dawna, od bardzo dawna żaden film tak mnie nie poruszył. Nie dotknął samej głębi. Jednocześnie nie wzbudził odrazy, niechęci i wielkiego sprzeciwu, który jak tylko byłoby można, wymierzyłby sprawiedliwość brzytwą. CZYTAJ WIĘCEJ